( Tytuł, treść wiersza i obrazek na wprowadzenie mają ze sobą coś wspólnego, jeśli uznamy je za jedną całość. Osobno mają rożny, może niezrozumiały dla nielicznych sens. A tak poza tym, witam w kolejnym poście )
"Esencja trucizny"
Żyć w obleganym mieście,
Każdego dnia bezowocnie stukałem w złote pręty klatki,
Oddychając ciężkim, skąpiącym tlenu powietrzem.
Wpajali mi, że na zewnątrz otaczający gaz truje,
Ale ja miałem wrażenie, że był bardzo słodki.
Zachłysnąć się nim choćby na moment,
Wypełnić po brzegi płuca trucizną
I opaść powolnie, osunąć się na ziemię,
Spazmatycznie drżąc, będąc wypełnionym wolnością.
Szaleństwo. Marzyć o paraliżu kręgosłupa moralnego.
Jednak jeśli to miałoby dać mi cierpki posmak swobody,
Przywrócić z czarnej otchłani poszarzałe fotografie,
Przedstawiające chwile przesycone strachem, lecz i szczęściem,
Oddać na sekundę twarze tamtych ludzi...
To byłbym zdolny zginąć.