A na chwilę obecną, życiowy post o mrożonym jogurcie.
Pewnie wśród Was są i tacy, którzy nigdy nie próbowali tego deseru. A szkoda, bo warto.
Nie tak dawno temu, bo może dwa-trzy miesiące wstecz, dowiedziałam się o istnieniu 'jogurciarni' w moim mieście. Nie mam pewności, jak długo jest już otwarta, ale ich facebookowy fan page istnieje od około stycznia bieżącego roku.

A co z kaloriami? Pffff, kalorie są dla leszczy.
Z tego, co czytałam, jest też zdrowiej pod względem kalorii. Yay. Nic, tylko kupować i zajadać!
Co do wieku klientów... Trudno określić!
Zazwyczaj widzę młodzież przesiadującą przy stolikach w kolorowym lokalu (trzeba przyznać, barwne paski na ścianach tworzą przyjemną, optymistyczną atmosferę), rozmawiającą o internetowych newsach, szkole i życiowych dramatach, godnych nowego odcinka "Mody na sukces".
Ale ostatnio coraz częściej spotykam tam ludzi w średnim wieku, którzy zabierają swoje pociechy na desery. (a w większości przypadków, nawet dorośli nie odmawiają sobie odrobiny słodyczy)
Na dziś byłoby to tyle, mam nadzieję, że wpis Wam się podobał i w najbliższym czasie rozglądniecie się po swoim mieście, a nuż, gdzieś znajdziecie sklep z jogurtowymi deserami!
Trzymajcie się!
U mnie w mieście też są mrożone jogurty :3
OdpowiedzUsuńMożna dobrać sobie owoce w żelu, albo kolorowe posypki, lub płatki mussli ;3
A u mnie nie ma jogurciarni :( Ale już wiem, za czym rozglądać się na wakacjach :D
OdpowiedzUsuń