Wczoraj nie było wpisu, mamma mia, jakim cudem?
Jednak nie ma co się smucić, dzisiaj nowy post, dość luźny- bo mamy sobotę.
Wczoraj był dość zabiegany dzień, od rana stres, później już lepiej, ale nie było chwili, by odpocząć. Wszystko ma swoje plusy i minusy, a jedną z największych zalet wczorajszego dnia była płyta zespołu Coldplay, a mianowicie "Viva La Vida" (jakby co, na początku posta macie okładkę, yay)
Czyli kolejna płyta, która dołączyła do mojej ogromnej płytowej kolekcji. *kaszle* Ogromnej. *kaszle* No może nie aż tak.
Poza tym, po nocy siedziałam nad angielskimi filmikami, tłumacząc po kolei zwroty. Brzmi dziwnie, prawda? A no owszem. Znajomy kazał mi to robić tak długo, aż takie zwroty używane w angielskim/amerykańskim/łotewa slangu nie będą mi obce. Huh.
No i tak oto zaczęła się sobota.
Wczorajszy post był w sumie gotowy, wszystko pięknie, ładnie, no ale nie było okazji, by go opublikować, so sad.
Na dziś to tyle, trzymajcie się.