Coś wciągnął mnie ten cykl z opowieściami.
"Parę lat wstecz.
Koleżanka rozmawia z tobą i proponuje, byś poznała jej znajomego.
Długo się nie wahasz, odpowiadasz >A no jasne< i pytasz, co chłopczyna lubi.
Beethovena.
A no dobrze więc, lubi Beethovena, to dobrze. Światły człowiek, jak widać.
Zaczynasz słuchać tego Niemca, ustawiasz sobie jego Sonatę Księżycową na dzwonek telefonu i w końcu nadchodzi dzień spotkania.
Rozmowa idzie gładko, chłopczyna wydaje się ciekawy, a gdy jest drobny zastój, zaczynasz nawijać o niemieckim muzyku.
Gdy chłopak wydaje się zmieszany, nawijasz jeszcze szybciej i szybciej, bo nerwy dają się we znaki.
Nagle dzwoni telefon, słychać sonatę, a towarzysz rozmowy cofa się w tył.
>Ej o co kaman, przecież lubisz Beethovena<.
>No tak, ale tego bernardyjskiego burka z telewizji z filmów amerykańskich<.
I tak oto można stracić okazję na wspaniałą relację w osiemnaście minut."
Koniec.
Ogłoszenia:
1. Mamy poniedziałek.
2. Beethoven pewnie się w grobie przewraca, słysząc, co ja tutaj wygaduję, albo wypisuję.
3. Wakacje coraz bliżej huh huh.
Śmieszna historia :D
OdpowiedzUsuń